Pociąg: Świnoujście
> Szczecin
Szczecin > Kołbaskowo
> Moczyły > Staffelde > Gryfino > Nowe Czarnowo >
Krzypnica > Marwice > Widuchowa > Ognica > Krajnik Dolny
> Piasek > Zatoń Dolna > Piasek
O godzinie 8:00 pod
świnoujskim Muzeum Rybołówstwa na wyprawę meldują się Fasola,
Stefan i Kuba. Zaczynamy od przeprawienia się na wyspę Wolin. Po
drugiej stronie czeka na nas trzeci z kolei, nowy towarzysz –
Marcin. Właściwa podróż rozpoczyna się w Szczecinie, do którego
docieramy pociągiem. Na dworcu głównym wita nas słońce i „stały
bywalec dworca” mówiąc: „korzystajcie z życia”. Nie
zaskoczył nas bo realizujemy to odkąd wspólnie pedałujemy na
rowerach. Po wyjechaniu ze Szczecina przywitały nas zupełnie
odmienne od nadmorskich krajobrazy - pola, łąki. Na południe od
miasta aż do miejscowości Widuchowa rozciąga się
Park Krajobrazowy „Dolina Dolnej Odry” obejmujący akweny,
rozlewiska i tereny między korytami rzeki Odry. Chroni unikalny
świat flory i fauny związanej ze środowiskiem wodnym.
Drogami dostajemy się do Kołbaskowa. Po niespełna 2 km, we wsi
Moczyły po raz pierwszy naszym oczom ukazuje się Odra. Kuba jako
pierwszy złapał gumę, co zmusiło nas do nieplanowanego postoju.
Dalej kierujemy się w stronę granicy, którą przekraczamy w
Staffelde. W Mescherin na chwile dołączamy do naszego szlaku
Odra-Nysa. Nie długo, ponieważ dzisiejszy dzień został
przewidziany na jazdę po polskiej stronie. Dlatego jeszcze w
Mescherin mostem odbijamy do Gryfina, dawnej
osady rybackiej. W Gryfinie zobaczyć można: kościół pod
wezwaniem Świętego Mikołaja (1240r.), Bramę Bańską (XIV/XV w.)
i mury obronne. Robimy zakupy na kolejny dzień – 1maja.
W Gryfinie stawiamy się na umówione spotkanie z rodzicami
Stefana. Kierują nas do „Krzywego Lasu”, miejsca, które jest
rzadko odwiedzane ze względu na małą popularność, a przecież
nie na co dzień można zobaczyć obszar z powykrzywianymi drzewami.
W Nowym Czarnowie znajduje się również Elektrownia Dolna Odra. W
małej wsi Marwice widzimy duży kościół ryglowy z XVIII wieku.
Drogą dojeżdżamy do Widuchowej, gdzie Odra rozdziela się na dwa
nurty. Jadąc znakowanym szlakiem „Zielona Odra” gubimy drogę i
lądujemy w lesie na mokradłach. Marcin, dzięki kolcom dzikiej
róży, łapie gumę. Z opresji ratuje nas pewien pan przechadzający
się po lesie. Drogą docieramy do Krajnika Dolnego, gdzie wyraźnie
wszystko jest nastawione na eksport towarów i usług do Niemiec,
niestety jest to widok charakterystyczny dla większości pogranicza
polsko-niemieckiego. Widzimy w oddali przemysłowe miasto Schwedt,
gdzie znajduje się wielka rafineria ropy naftowej oraz jedna z
największych spalarni odpadów w Europie. Następnie po niewielkich
podjazdach docieramy do miejsca pierwszego noclegu, do Piaska. Po
wspólnej naradzie cofamy się nie co do Zatoni Dolnej, dawnej wsi
rycerskiej, gdzie mieści się park
podworsko-leśny zwany Doliną Miłości. Z punktu widokowego
podziwiamy spokojny nurt rzeki. Nocujemy w agroturystyce, zamiast w
namiocie śpimy pod dachem(dzięki uprzejmości właścicielki).
Wieczorem rodzice Stefana zorganizowali na kolację grilla, a przed
snem oglądaliśmy bardzo interesujące zbiory w prywatnym muzeum
etnograficznym. Nie ma to jak piwo na dobry sen.
"Krzywy las" - Nowe Czarnowo |
Dzień 2 –
01.05.11 dystans – 124,5 km
Piasek > Bielinek >
Osinów Dolny > Hohenwutzen > Altglietzen > Neuenhagen >
Bralitz > Alte Finow > Niederfinow > Falkenberg >
Dannenberg > Bad Freienwalde > Altranft > Neureetz >
Altreetz > Ferdinandshof > Gross Neuendorf > Kienitz >
Bleyen > Kostrzyn nad Odrą
Dzień rozpoczynamy od
tradycyjnego śniadania: herbata, kanapki z serem i szynką. Zbieramy
się powoli i jak zwykle z opóźnieniem. Wyruszamy około 9.
Pamiątkowe zdjęcia z właścicielką. Za Bielinkiem wskakujemy na
wał przy samej Odrze. Pędzimy, bo wiatr wieje nam w plecy. Z trasy
rozpościera się widok na Cedynię, znanej wszystkim jako miejsce
wygranej przez Polskę bitwy z Niemcami w 972 roku. Jadąc wałem
docieramy do Osinowa Dolnego, w którym stoi jedynie olbrzymi bazar i
stacje benzynowe. Stąd przedostajemy się mostem na niemiecką
stronę i robimy postój na banany i ciastka. W Niemczech witają nas
porządne ścieżki rowerowe i drogi. Według planu odbijamy od Odry,
żeby zobaczyć atrakcję w miejscowości Niederfinow. Czeka tam
niesamowita podnośnia statków, a z niej super widok. Jest to
dokładnie śluza windowa na Kanale Odra-Hawela, najstarsza będąca
w czynnej eksploatacji spośród wszystkich podnośni znajdujących
się w Niemczech. Warte odwiedzenia. Dzień należy do wyjątkowo
ciepłych. Ciągle grzeje słońce, więc kupujemy lody. Dojadamy
batonami, które dostarczają nam każdego dnia energii podczas
jazdy. Wracamy na właściwy szlak. Niestety w Falkenberg chcąc
skrócić drogę trafiamy do lasu i się gubimy. Jadąc na ślepo
udaje nam się wyjechać w Dannenberg. Następnie ścieżką do Bad
Freienwalde. Tu wielkie zdziwienie, mianowicie naszym oczom ukazuje
się skocznia narciarska. Jest to najbardziej wysunięty na północ
niemieckim ośrodek sportowy, w którym uprawia się skoki
narciarskie. Ostatecznie do Odry przyłączamy się w Zollbrucke.
Wkraczamy na szlak rowerowy Odra-Nysa. Na całej długości trasy na
wale biegnie asfaltowa ścieżka rowerowa. Co jakiś czas ustawione
są tablice dzięki którym można się dowiedzieć co ciekawego
czeka nas na danym odcinku trasy. Jedziemy z prędkością dochodzącą
do 30 km/h do samego Kostrzyna nad Odrą. Brakuje niestety mostu
odbijającego ze szklaku, więc wdzieramy się na główną drogę.
Kuba złapał drugą już gumę i do miejsca noclegu jedzie na
„kapciu”. Na stacji pytamy o drogę i dostajemy rozrysowaną
mapkę na pole Woodstocku. Tam będziemy spać. Kolacja to zupki
chińskie, kisiele, budynie i kanapki. Pierwsza i ostatnia noc na dwa
namioty. Namiot Kuby z marketu nie przetrzymuje nawet mżawki. Istne
tropiki dla Fasoli i Kuby.
Podnośnia w Niederfinow |
Dzień 3 –
02.05.11 dystans – 110 km
Kostrzyna nad Odrą >
Kietz > Frankfurt nad Odrą > Wiesenau > Eisenhuttenstadt >
Ratzdorf > Gubin
Szybka pobudka, pada
deszcz. Jedziemy na małe oglądanie Kostrzyna, tutaj Warta wpada do
Odry. Zakupy i śniadanie w markecie pod dachem. Myjemy się w
Mc'Donalds. Na wyjeździe pozostałości po Twierdzy Kostrzyn.
Najedzeni i zaopatrzeni wracamy na niemiecką stronę. Długi odcinek
wałem do samego Lebus. Stamtąd główną drogą w pełnym słońcu
docieramy do Frankfurtu nad Odrą. Miasto zostało zniszczone w
czasie II wojny światowej. Jedynie co można odwiedzić i warto to
zrobić to wizyta w starych kościołach. W mieście znajduje się
Europejski Uniwersytet Viadrina,
który współpracuje z Polską stroną, stąd duża liczba polskiej
młodzieży studenckiej. Polskie Słubice przez pewnego studenta
zostają nam odradzone – wszędzie szyldy „billige zigaretten”.
Na południe od Frankfurtu zaskakują nas dziwne napisy na znakach.
No tak, przecież jesteśmy w historycznej krainie – Łużycach.
Ciągną się aż do Liberca, obejmując po drodze polską i
niemiecką stronę. Na wyjeździe kilka starych kamienic. Dalej przed
siebie do Wiesenau. Spokojny krajobraz, kilka mniejszych
miejscowości, pola. Wreszcie coś większego - Eisenhuttenstadt –
Miasto Huty Żelaza. Miasto to, kiedyś nazywane "Miastem
Stalina", założone zostało w latach 50-tych. Jest doskonałym
przykładem budownictwa czasów NRD. Krótko mówiąc wielkie
blokowisko. Kiedy robimy zakupy starszy Niemiec znający kilka
polskich słówek wskazuje dalszą drogę. Po krótkim czasie postój
w Neuzelle. Znajduje się tutaj kościół klasztorny należący
niegdyś do cystersów oraz browar, także należący kiedyś do
klasztoru. Do dziś produkuje się w nim piwo. Niestety za drogie jak
na naszą kieszeń. Do tego pogonił nas jeszcze deszcz. Wracamy do
Odry po raz ostatni, ponieważ w Ratzdorf odbija w głąb Polski. Od
teraz naszym wyznacznikiem na granicy będzie Nysa. Jedziemy przed
siebie, naszym ulubionym wałem, na którym podrasowaliśmy średnią
prędkość wyjazdu. Po raz pierwszy zaczął padać deszcz.
Przemoczeni do suchej nitki lądujemy w Guben. Znajduje się tu
słynne Plastinarium, którego nie była nam dane odwiedzić.
Niemiecka część to ładne stare miasto i kamienice, natomiast
polska część czyli Gubin jest mało ciekawa. Ostatecznie
zatrzymujemy się w tanim motelu(łazienka, tv). Gotujemy „ulubione”
zupki. W pokoju panuje wieki chaos. Najedzeni i wygrzani ciepłą
wodą z przyjemnością kładziemy się spać.
Neuzelle |
Dzień 4 –
03.05.11 dystans – 95 km
Gubin > Forst > Bad
Muskau > Sagar > Pechern > Przewóz
Wyspani, pełni energii
ładujemy w siebie śniadanie. Niestety pogoda uziemiła nas w motelu
do godziny 13. Z doświadczenia wiemy, że lepiej jechać suchym. Gdy
tylko przestał padać deszcz- wyruszyliśmy. 3 maja, wszystko
zamknięte, oprócz bazaru z papierosami... Z Guben, świetnie
oznaczonym szlakiem, jadąc prostymi i przyjemnymi odcinkami trafiamy
do Forst. Kolejne miasto zrujnowane podczas II wojny światowej. Ze
starej zabudowy ocalała jedynie wieża ciśnień. Do odwiedzenia
jest też ogród róż(niestety trafiamy na porę bez róż). Dalej
przez dłuższy czas jechaliśmy szlakiem Odra-Nysa. Mijaliśmy małe,
zadbane mieściny, podziwiając Nysę i tereny wokół niej.
Zadziwiają nas owce pasące się na łąkach przy rzece. W pewnym
momencie dostajemy telefoniczną informację od rodziców, że
południowa Polska została sparaliżowana śniegiem! A przecież tam
właśnie ciągle się kierujemy. Dotarliśmy do Bad Muskau
(Mużakowa). Tam czekała na nas wielka atrakcja: Park Mużakowski
największy park stylu angielskiego w Polsce i w Niemczech oraz Nowy
Zamek wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Na postoju
przed sklepem rozmawiamy z miejscowym podróżnikiem i wymieniamy się
informacjami. Na wyjeździe z miasta spotykamy znajomych ze
Świnoujścia(jadą samochodem). Wieczorem etap kończymy w
Podrosche. Przejeżdżamy na polską stronę i wybieramy nocleg w
lesie. Po rozłożeniu obozowiska przyszedł czas na kolację. Wraz
ze znajomymi rozpaliliśmy ognisko. Dzięki temu mogliśmy pochłaniać
kiełbaski i grzanki. Do tego doszły kanapki z masłem orzechowym,
zupki i oczywiście piwo(na zakwasy i lepszy sen). Strachu napędził
nam quad i samochód przejeżdżające przez las(na szczęście nie
był to leśniczy). Przed snem dostajemy ostrzeżenie od rodziców
przed zimną nocą. Tym razem w 2 osobowym namiocie śpimy w czwórkę.
Dzień 5 -
04.05.11 dystans – 90 km
Przewóz > Rothenburg
> Görlitz >
Zgorzelec > Ostritz > Posada > Turoszów > Bogatynia
W cztery osoby w namiocie
było gorąco. Stefan wstaje pierwszy i odkrywa lód na zamku
namiotu! Zdziwienie było ogromne. Rozbudza nas przyjemne słońce.
Podczas gdy namiot się suszy Kuba ze Stefanem wylegują się w
słońcu. W Przewozie korzystamy z łazienki na stacji benzynowej.
Powracamy na szlak. Długa droga i docieramy do Görlitz.
Poruszanie po mieście(tak naprawdę po całych Niemczech) ułatwiają
nam znaki na jednokierunkowych ulicach z oznaczeniem „nie dotyczy
rowerów”. Jest jednym z niewielu niemieckich miast tej wielkości
niezniszczonych podczas II wojny światowej, a co za tym idzie
posiadających niezaburzony układ przestrzenny i zabytki ze
wszystkich epok historycznych. Piękne miasto! W Zgorzelcu, polskiej
części miasta jemy dobry i ciepły obiad. W barze właścicielka
pomaga nam w sprawdzeniu informacji na temat trasy. Görlitz
żegna nas wielkim wiaduktem. Za miastem powstało Berzdorfer
See – sztuczne jezioro po zalaniu dawnej kopalni węgla brunatnego.
Na wysokości Radomierzyc po niemieckiej stronie przeczekujemy
olbrzymie, kłębiaste i deszczowe chmury w ośrodku sportowym. Jak
okazało się później, udało nam się uchronić nie tylko przed
deszczem, ale również i gradem. Szlakiem udajemy się do Ostritz. W
Ostritz znajduje się opactwo Cysterek, które jest najstarszym, do
dziś nieprzerwanie działającym klasztorem cysterskim dla kobiet na
terenie Niemiec. Co ciekawe Ostritz jest miastem modelowym w
Niemczech dla korzystania z ekologicznych, odnawialnych źródeł
energii. Przejeżdżamy na polska stronę do wsi Bratków. Po długim
podjeździe naszym oczom ukazuje się widok na Elektrownię Turów, z
kominów wydobywają się kłęby pary wodnej. Spory zjazd z górki.
Nowo zrobionym wjazdem udaje nam się dojechać do Bogatyni. Zaczyna
się robić zimno i mglisto. Miejscowe panie ze sklepu wskazują nam
miejsce gdzie możemy nocować – nad Zalewem. Jest to miejsce
piknikowe, z placami przy stawach. Zostajemy też ostrzeżeni przed
dziwnymi mieszkańcami w tej części Bogatyni. Na miejsce pomaga nam
dotrzeć pewien działkowiec. Na kolacje makaron, kanapki i piwo.
Idziemy spać, kolejnego dnia czekał nas najtrudniejszy etap wyprawy
– górski etap.
Gorlitz |
Dzień 6 –
05.05.11 dystans – 115 km
Bogatynia > Opolno >
Białopole > Hradek nad Nysą > Chrastava > Liberec >
Vratislavice nad Nysą > Prozec nad Nysą > Jablonec > Nova
Ves nad Nysą > Lucany nad Nysą > Smrzovka > Tanvald >
Harrachov > Jakuszyce > Szklarska Poręba
Nieprzyjemny, zimny
początek dnia. W górach zupełnie inna temperatura. Nad miastem
unosi się gęsta jak mleko mgła. Zbieramy się spokojnie.
Działkowiec, który pomógł nam dnia poprzedniego, przyniósł rano
herbatę. Wyruszamy i obieramy kierunek zachód. Wypogodziło się. W
Bogatyni do zobaczenia są zabytkowe dawne drewniane domy
przysłupowo-zrębowe zbudowane w stylu łużyckim oraz alzackim. Z
trasy rozciąga się widok na Kopalnię Węgla Brunatnego Turów.
Duża dziura, duże wrażenie. W Sieniawce korzystamy z toalet na
stacji benzynowej. Na południu znajduje się styk trzech granic -
tutaj spotykają się granice Polski, Czech i Niemiec. Jest to
również historyczne miejsce centralnych obchodów wejścia Polski i
Czech do Unii Europejskiej. Nie mając innej możliwości, przenosimy
rowery po zamkniętym, zniszczonym moście. W Hartau przekraczamy
granicę i wkraczamy na czeski odcinek szlaku Odra-Nysa. Zapoznajemy
się z nowymi oznaczeniami szlaku- z białych tablic i zielonych
napisów przechodzimy na żółte znaki z czarnymi napisami. W
Czechach trzeba być bardziej uważnym, można się pogubić. My
zrobiliśmy to na pierwszym zakręcie, ale na szczęście szybko się
zorientowaliśmy. Szlakiem przez czeskie miejscowości docieramy do
przedmieść Liberca. Wybieramy inną drogę, ponieważ szlak Odra-
Nysa omija Liberec, a my decydujemy się na wjazd do miasta. Liberec
to znany wszystkim ośrodek sportów zimowych. Jemy czeski,
tradycyjny obiad i pijemy czeskie piwo. Korzystamy z informacji
turystycznej i robimy pamiątkowe zdjęcie przed ratuszem. Decydujemy
się na kontynuowanie trasy wzdłuż samej Nysy. Nie chcemy się
cofać i wracać na szlak, który zdecydowanie na tym etapie nie
prowadzi wzdłuż Nysy. Z Liberca podjazdem, wzdłuż linii
tramwajowej( Liberec<->Jablonec 12 km) i Nysy dojeżdżamy do
Jablonca. Słynny ośrodek produkcji sztucznej biżuterii, szkła i
elektroniki profesjonalnej. Z Jablonca odbijamy na południe żeby
wdrapać się do Novej Vsi, tak jak kazali nam miejscowi. Droga
otoczona lasem okazała się morderczymi podjazdami. Na końcu góry
szlak Odra-Nysa połączył się z naszą drogą. Po krótkim odcinku
docieramy do naszego celu – Novej Vsi nad Nysą. To tutaj znajduje
się źródło Nysy Łużyckiej. Na miejscu znajduje się tablica
informacyjna i pamiątkowy kamień z tabliczką. Szlak Odra-Nysa
zakończył się, ale nie nasza wyprawa. Naszym ostatecznym celem
była tego dnia Szklarska Poręba. Długi zjazd wprost do Tanvaldu.
Stąd prowadziła nas już jedynie główna droga. Co najgorsze do
samych Jakuszyc jedziemy(wczołgujemy) pod górę. Nieskończenie
długie podjazdy dały nam w kość. Nigdy nie byliśmy jeszcze tak
zmęczeni. Co jakiś czas musimy przystawać aby złapać trochę
sił. Po drodze zaobserwowaliśmy resztki śniegu z niedawnych
opadów, przed którymi nas ostrzegano. Zaczęło się robić późno
i zimno. Stefan potwierdza nasze późne przybycie w pensjonacie.
Docieramy do Harrachova gdzie mieści się znany kompleks skoczni
narciarskich. Ostatnia długa prosta z podjazdem. Wjeżdżając do
Jakuszyc czujemy nieprzyjemny chłód. W lesie zalega śnieg. Na
szczęście droga sucha. Bardzo dziwne uczucie po ostatnich dniach w
słońcu na znacznie niżej położonych terenach. Z Jakuszyc do
Szklarskiej Poręby poprowadził nas wspaniały zjazd, prędkość
wymarzona, jedynie doskwierał ziąb. Jeszcze na ostatnim zjeździe,
Marcin w ostatniej chwili unika zderzenia z rozpędzoną sarną. Na
oparach sił, w ciemności, dotarliśmy do Szklarskiej Poręby. Po
ostatnim śniegu nic nie zostało (poza obszarami wyżej położonymi).
Jedziemy do pensjonatu. Kuba i Stefan szybko jadą na zakupy. Fasola
i Marcin zajmują się bagażami. Nie mamy sił jeść kolacji.
Zostawiamy ją na śniadanie.
Nova Ves |
Dzień 7 – 06.05.11
Pociąg: Szklarska Poręba
> Wrocław
Oprócz Marcina reszta
wstaje o godzinie 12. Na śniadanie płatki i wczorajsze spaghetti.
Warunki bardzo dobre. Do dyspozycji kuchnia, łazienka, wygodne
łóżka. Odespaliśmy trudy poprzedniego dnia. Ten dzień
rozpoczynamy również od ważnej decyzji. Na miejsce dotarliśmy o 1
dzień wcześniej niż przypuszczaliśmy. Chcąc go wykorzystać
postanowiliśmy, że ze Szczecina pojedziemy szlakiem i dokończymy
go w całości. Jedynie Marcin zrezygnował z takiej opcji. Do
godziny 16 korzystamy z dogodności. O 17 podjeżdżamy na dworzec.
Jadąc pociągiem do Wrocławia, podziwiamy genialne widoki i górski
krajobraz. Konduktorzy z PKP nie mają oczywiście doświadczenia z
rowerzystami, o czym przekonaliśmy się po raz kolejny. Na dworcu
wielkie zamieszanie ze względu na trwającą przebudowę
wrocławskiego dworca. Jedziemy na nocne zwiedzanie Wrocławia, a
następnie po jedzenie. Próbujemy spać w pociągu do Szczecina ale
kiepsko nam to idzie.
Szklarska Poręba - dworzec PKP |
Dzień 8 –
07.05.11 dystans – 172 km
Pociąg: Wrocław >
Szczecin
Szczecin > Lubieszyn >
Löknitz > Ueckermünde
> Anklam > Usedom > Garz > Świnoujście
O 5 rano lądujemy w
Szczecinie i rozstajemy się z Marcinem. Ostatni dzień jedziemy w
składzie: Kuba, Fasola, Stefan. Humor i pogoda dopisują. Szukamy
stacji. Po przebraniu i szybkim odświeżeniu ruszamy w dalszą
drogę. W supermarkecie kupiliśmy bułki i przed nim spożywamy
śniadanie. Kierunek to przejście graniczne w Lubieszynie, w którym
jemy lody w McDonalds. Przed Löknitz
próbujemy się dowiedzieć od niemieckiej straży granicznej gdzie
znajdziemy szlak. Nic nie wiedzą, musimy jechać na intuicję. W
końcu udaje się odnaleźć właściwą trasę. Jedziemy na północ
przez małe mieściny, w których mieszka sporo Polaków. Trasa
bardzo przyjemna, spokojny krajobraz, nad głowami latają
drapieżniki. Miło się jedzie. Pierwsza większa miejscowość to
Ueckermünde nad samym
Zalewem Szczecińskim. Znajduje się tutaj jeden z niewielu w
granicach obecnych Niemiec Zamek Książąt Pomorskich oraz plaża i
marina. Tereny wokół Zalewu są objęte ochroną. Łąki,
pastwiska, torfowiska, lasy. Te różnorodne krainy są środowiskiem
życia urozmaiconego świata roślin i zwierząt. Z Ueckermünde
aż do samego domu zmagaliśmy się z bardzo silnym wiatrem wiejącym
w twarz. Musieliśmy włożyć w pedałowanie podwójny wysiłek. Z
Anklam główną drogą dojechaliśmy do mostu. Wreszcie jesteśmy na
„swojej” wyspie Uznam, tereny nam znane i lubiane. Ostatnia
większa miejscowość – Usedom, dawna osada słowiańska. Do domu
jedziemy doskonale znaną nam już z jednodniowych wycieczek trasą.
W Garz na liczniku pokazuje się cudowny wynik 800 km! Tego dnia po
trudach całości trasy zrobiliśmy w sumie 172 km, w co nie mogliśmy
sami uwierzyć. Wreszcie jesteśmy w domu. Wielka radość a
jednocześnie żal, że to już koniec. Wzajemnie składamy sobie
gratulacje i każdy szczęśliwy, dumny rusza do domu.
Była to najdłuższa i
najtrudniejsza z dotychczasowych wypraw. Niesamowite doświadczenia,
emocje, przygody, bezcenne wrażenia. Piękne krajobrazy, widoki i
miejsca. Nie istnieje dla nas nic wspanialszego od wypraw rowerowych.
W końcu najprzyjemniej jeździ i podróżuje się na rowerach. W
głowach mamy już plany dotyczące przyszłorocznej wyprawy, tym
razem wzdłuż wschodniej granicy naszego kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz